sobota, 12 kwietnia 2014

Składam się z ciągłych powtórzeń - recenzja

| | 0 komentarze


W 2012 roku, po dwudziestu latach wspólnego grania, z zespołu Myslovitz odszedł Artur Rojek, jego założyciel i lider. To była zaskakująca wiadomość. Niektórzy (ja na przykład) do dziś się z tym nie pogodzili. Wszyscy przepowiadali koniec zespołu. Tak się jednak nie stało. Chłopaki wydali nową płytę, koncertują. Po Arturze zaś słuch zaginął. Odsunął się w cień i realizował własne muzyczne projekty. Teraz wraca z własną solową płytą Składam się z ciągłych powtórzeń, premiera której miała miejsce 4 kwietnia.

Kocham Myslovitz, w którym śpiewał Rojek. O ile jego śpiew mógł irytować wiele osób, tak trzeba przyznać, że teksty pisał genialne. Do wielu utworów mam ogromny sentyment. To właśnie słowa i melancholijna muzyka potrafiły zawładnąć sercem, umysłem, duszą. W większości jest to zasługa właśnie Artura. Pewnie dlatego pokładałem w ten album wielkie nadzieje. Chciałem, by wróciło to, co w nim najlepsze. Znów chciałem położyć się ze słuchawkami na uszach i płakać.

Pod koniec lutego pojawił się w sieci singiel zapowiadający płytę. Beksa, bo taki nosi tytuł, do dziś utrzymuje się w czołówce Listy Przebojów Trójki. Mnie osobiście ten utwór nie podszedł, choć fajnie usłyszeć jak Rojek klnie. A i refren nie był zły. Tak czy siak, piosenka nastawiła mnie dość sceptycznie.

Album zaczyna się dobrze, spokojnym, relaksacyjnym utworem Lato 76. Potem wspomniana wcześniej Beksa i Krótkie momenty skupienia. Z piosenki na piosenkę jest coraz gorzej. Dopiero hipnotyzujący Czas, który pozostał podnosi poziom. Kot i pelikan to idealny utwór przed snem, trochę melancholijny. Podobnie KokonTo co będzie wyciąga nas ze świata smętów i prowokuje do tańczenia, a dzięki Syrenom czuć słońce. Słuchając Lekkość zastanawiałem się, na jaką cholerę Rojkowi ten chórek. Ani to ładnie brzmi, ani co. To samo tyczy się chórku dziecięcego, który występuje chociażby w Beksie. Może Artur chciał, by jego płyta nie była tak przygnębiająca, ale to bardziej drażni. Ostatnim numerem na płycie jest Pomysł 2. Utwór mi się podoba, ale wydaje mi się, że to bardziej taka zapchajdziura, niż piękne zakończenie płyty.

Oj, Artur. Spodziewałem się czegoś więcej. Miałem nadzieję na godzinę dobrej, chwytającej za serce muzyki. Dostałem płytę, która jest bardziej eksperymentem (podobnie jak w przypadku Tomka Makowieckiego). Do muzyki wkradła się elektronika i chyba to mnie najbardziej boli. Płyta mocno średnia. Same teksty nie wystarczyły. Miał być wielki powrót. Zawiodłem się troszkę. Rojkowi szło lepiej w grupie doświadczonych muzyków. Oby prędko do takiej wrócił.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Twitter Facebook